Wojna jest ogromnym złem, a niezaleczone rany z przeszłości, nieprzepracowane problemy członków rodziny i ukryte trupy w szafie składają się na ogromną cenę, jaką będą musiały ponieść kolejne pokolenia, aby zacząć żyć w zgodzie z sobą i z otaczającym światem. Taka smutna refleksja naszła mnie po przeczytaniu najnowszej powieści Jakuba Małeckiego pt. Saturnin, która ukazała się nakładem Wydawnictwa SQN 16 września.
Saturnin Markiewicz to współczesny trzydziestolatek, od kilkunastu lat mieszkający w Warszawie, poszukujący miłości singiel, przedstawiciel handlowy, zajadający słodyczami swoje problemy. Z pozoru zwyczajny młody mężczyzna, jakich wielu w dużym mieście, gdzie łatwiej o anonimowość. Jednak w miarę poznawania losów jego rodziny naszym oczom ukazuje się zupełnie nieprawdopodobny, ale prawdziwy obraz człowieka, który nosi na swoich barkach więcej, niż powinien móc udźwignąć. Jest to smutne i przerażające, bo przecież im bardziej staramy się ignorować lub zupełnie nie uświadamiamy sobie istnienia trupów w rodzinnej szafie, one tym bardziej śmierdzą, przesłaniając nam teraźniejszość.
Być może Saturnin trwałby w letargu, bojąc się wziąć w swoje ręce odpowiedzialności za siebie i nie próbując niczego zmienić, ale nagły telefon od matki, informującej go o zaginięciu dziadka w podeszłym wieku, stawia mężczyznę w sytuacji, która wymaga działania. I chociaż chciałoby się w takiej sytuacji wykrzyczeć, że tego mi jeszcze brakowało, ta tragedia wbrew pozorom może być początkiem zmiany! Saturnin nie chce, ale jedzie do rodzinnego domu i tam będzie musiał stanąć oko w oko z tym, o czym wszyscy tak uparcie milczeli…
Saturnin to powieść trudna, bolesna i bardzo emocjonalna. Pełno w niej cierpienia, nieuświadomionych powiązań i tłumionych emocji, które są jak tykająca bomba. Saturnin jest jak antyczny, tragiczny bohater, który nie ma wyboru, leci jak ćma do swojego przeznaczenia, z którego pozornie nie ma odwrotu. Pozornie, bo wyjście jest zawsze. Tylko przyznanie, że z szafy śmierdzi, może być początkiem tego, aby ją otworzyć i posprzątać. Żadne odświeżacze powietrza ani najdroższe perfumy świata nie przykryją trupiego odoru, tylko ciężka praca daje nadzieję na powiew świeżego powietrza.
Powieść Małeckiego nie jest prosta w odbiorze, przygniata Czytelnika i chwyta za gardło, ale równocześnie wciąga. Chociaż to bolesne, chcemy dalej czytać, powoli układając porozrzucaną opowieść w jedną całość.
Polecam!